środa, 31 lipca 2013

ROZDZIAŁ 1


Kobieta w białym fartuchu przechodziła przez ciemny korytarz. Jej cienkie blond włosy delikatnie opadały na masywne ramiona. Światło dobiegające z lamp ledwie muskało jej brzoskwiniową skórę. Katherine podążała za nią, skradała się. Mimo swojego strachu podchodziła coraz bliżej. Z nerwów ciężko dyszała. W dłoni trzymała scyzoryk. Wyciągała rękę przed siebie, poczuła jak jej plecy przebiega dreszcz.
- Wiem, że tu jesteś.
Serce zaczęło jej mocno bić jakby miało zaraz wyrwać się z piersi.
Nie wiedziała co robić. Wbiła jej małe ostrze w plecy.
Wydobyła z siebie stłamszony krzyk.
Sięgnęła szybko do jej kieszeni i rzuciła się biegiem.
Bała się, że ktoś ją widział. To niemożliwe, ale w jej głowie snuły się najstraszniejsze wizje.
Wpadła do swojego pokoju. Zatrzaskując drzwi, oparła się o nie plecami. W rękach ściskała telefon. Podeszła do łóżka. Wrzuciła go pod poduszkę. Odgarnęła włosy z twarzy i zauważyła na koniuszkach swoich palców krew. Zdesperowana wytarła ją szybko w pościel. 
Próbowała zasnąć.
Nie mogła. Znów zabiła. Nie miało się to tak skończyć, zbyt pochopnie postąpiła. To nie może się więcej powtórzyć.
Nagle klamka poruszyła się.
Zamknęła oczy i mocno ścisnęła kołdrę. Słyszała jak podeszwy butów stukają w drewniane panele.
- Śpisz już aniele?- to pan Donnavan. 
Wstrzymała oddech.
- Cóż, zrobię z Ciebie pożytek jutro.
Musnął ustami delikatnie jej wargi i wyszedł.
Łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Nienawidziła go. Odkąd się tu pojawiła odwiedzał ją praktycznie każdego wieczoru. Za każdym razem gdy czuła jego spojrzenie na sobie; za każdym razem gdy czuła na sobie jego dłonie... żałowała teraz, że to nie jego spotkała na korytarzu.
Nie mogła tu dłużej zostać.
Wyjęła ukradzione urządzenie. Nie mogę czekać- pomyślała w duchu.
Wciągnęła głęboko powietrze do płuc i wybrała dziewięć przypadkowych cyfr. Nacisnęła zieloną słuchawkę.
Sygnał.




Tyler siedział przy basenie zapalając szluga. Kumple wygłupiali się, a dziewczyny w kostiumach kąpielowych seksownie przechadzały się w te i na zad. 
Typowa impreza.
Dużo alkoholu, głośna muzyka, zero ograniczeń.
Chłopak poczuł wibracje w kieszeni. Wyjął z niej swojego najnowszego iPhona i odszedł na bok.
- Pomóż mi.- usłyszał ciche błaganie.
- Wydaje mi się, że to pomyłka.
Był zaskoczony.
Miał już się właśnie rozłączyć gdy usłyszał krzyk.
- Nie! Nie możesz mnie tu zostawić!
Zaciągnął się.
- Dobrze, a więc gdzie jesteś?
- W Seldonie, w poprawczaku.
Zaśmiał się.
- Okay, nie wiem co takiego brałem, że macie mnie za kompletnego idiotę ale myślicie, że się na to nabiorę?
- Proszę, jesteś moją jedyną nadzieją.
Połączenie zostało zerwane.
Wrócił na swój leżak i sięgnął po kolejną działkę.
Zasnął.



Jasny promień słońca padał mu na twarz. Podniósł się i rozejrzał dookoła. Świetnie, wszyscy się zmyli.- pomyślał- Sprzątaczka zrobi porządek.
Zostawił bałagan na ogrodzie i poszedł do swojego pokoju, prosto do łóżka.
Miał kaca, pękała mu głowa. Wyjął z szuflady nocnej jakieś tabletki i połknął popijając wodą stojącą obok. 
Włączył telewizor.
-... nadal nie odnalezione. To była ich jedyna nadzieja.
Jedyna nadzieja.
Tyler szybko sięgnął po telefon i sprawdził ostanie połączenia. A więc jednak to nie był sen. 
Wybrał ostatni numer.
- Zadzwoniłeś.- słyszał cichy szept.
- Kim... kim ty do cholery jesteś?
- Nazywam się Katherine Willson.
- Dlaczego ja? Dlaczego zadzwoniłaś akurat do mnie?
- Sama nie wiem... Wybierałam przypadkowe cyfry. Tylko ty odebrałeś... Poza tym wywnioskowałam, że mieszkasz w okolicy.
- Co właściwie takiego zrobiłaś? W czym muszę Ci pomóc?
Przez następne pół godziny Katherine opowiadała mu swoją historię. Poczynając od urodzin, kończąc na poprawczaku.
- Nie mogę... wybacz mi.- wykrztusił w końcu.
- Dlaczego?- dobiegł go płacz.
- Zabijałaś, kradłaś. Jestem szalony, ale nie jestem kryminalistą...
- Znęcają się nade mną! Gwałcą! Nie mogę tak dłużej!
Milczał.
- Dlaczego? Bo to niewykonalne? Boisz się? Czy dlatego, że nie obchodzi Cię mój los?!
Zdenerwował się. Działał impulsywnie. 
- Wszystko na raz! Nawet Cię nie znam!
- Postaw się na moim miejscu.
- Nigdy nie zabiłbym człowieka.- odparł z obrzydzeniem.
- Zrozum wreszcie! Musiałam!
Była bezradna, zdesperowana.
- Ale ja nic nie muszę.
- Rozumiem. Wróć do swojego idealnego życia. Pozostaw mnie, aż w końcu będziesz miał mnie na sumieniu. Niepotrzebnie tylko robiłeś mi nadzieję.
- Nic nie obiecywałem...
Rozłączyła się.
Wściekły rzucił szklanką w telewizor,który od resztek wody wybuchnął. 
Wpadł w furię. Zaczął demolować cały swój pokój. 
Po chwili uspokoił się. Przerażony usiadł w rogu pokoju.
Co go skłoniło do takiego postępowania? Słowa nieznajomej osoby? Słyszał ją pierwszy raz w życiu...
Sięgnął do kieszeni po papierosy i zaczął rozmyślać o Katherine.

poniedziałek, 29 lipca 2013


PROLOG

Mężczyzna w garniturze poprawił krawat i zgasił papieros o biały parapet w kuchni. 
- Następnym razem nie będę się nad tobą litować i zapłacę tyle na ile sobie zasłużyłaś.- odparł ochrypłym głosem.
Następnego razu już być nie może.- pomyślała Katherine. Wychylając głowę z małej szczeliny pomiędzy drzwiami odprowadzała gościa spojrzeniem aż do wyjścia. Gdy drzwi zatrzasnęły się od razu wpadła do kuchni.
- Co ty sobie wyobrażasz? Przecież obiecałaś mi, że z tym skończysz?- dziewczyna rzuciła chłodne spojrzenie kobiecie siedzącej naprzeciw niej. Wyglądała na około czterdziestkę, ciemne farbowane włosy opadały jej na ramiona. Ubrana była tylko w zwiewną koszulę nocną i popijała whisky.
- Oh mała, przestań już. Przecież skądś muszę mieć na alkohol!
- Tak, bo ta twoja tania wóda jest najważniejsza. Nie interesuje Cię to, że robisz z siebie tanią dziw...- nie zdążyła dokończyć bo matka wymierzyła jej jeden solidny policzek.
- Póki jesteś pod moją opieką będziesz musiała robić to co ja chcę. Nie mam zamiaru hamować się dla jakiejś smarkuli.- wypiła zawartość szklanki do dna.
- Nie będziesz tak do mnie mówiła.- Katherine chciała dodać coś jeszcze ale pijana kobieta złapała ją za włosy i szarpnęła jej głową z całej siły o lodówkę. Ze skroni pociekła jej stróżka krwi.
- Coś ty powiedziała?- uderzyła ją jeszcze raz- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?- milczała- Tak właśnie myślałam. Psujesz tylko wszystkim życie. Gdyby nie pieniądze od państwa już dawno by Cię tu nie było. Zbiera Ci się na łzy? I tak to Ci w niczym nie pomoże.- matka popchnęła ją na podłogę i plunęła w jej stronę- Jesteś nikim, zwykłym pasożytem.
Wyszła do łazienki.
Koniec tego.- pomyślała dziewczyna- Mam już dość tego jak traktujesz mnie przez całe życie. Mam już dość tego w jaki sposób się do mnie odzywasz. Dość krzyków dobiegających z twojego pokoju każdego wieczoru. 
Katherine podniosła się lekko. Przetarła oczy i sięgnęła po szuflady po długi nóż. Wyciągając go czuła jak jej ciało drży. Podeszła od tył do matki.
- Zdychaj suko.- a potem poderżnęła jej gardło.



- Tutaj 5-3-5, odbiór.Mamy sygnał od sąsiadów. Kolejna kłótnia domowa. Jedziemy na miejsce, bez odbioru.
Wysoki ciemnoskóry mężczyzna pociągnął łyk kawy i ruszył radiowozem.
- Dokąd tym razem?- spytał jego towarzysz zapinając pasy.
- Himwhold 25.
- To niedaleko, zaraz będziemy na miejscu.
Samochód zatrzymał się przy bramie wejściowej. Mężczyźni podeszli do drzwi.
- Halo, komisariat policji. Dostaliśmy zgłoszenie o awanturze domowej. Proszę nas wpuścić do środka.
Podczas gdy jeden próbował dostać się do mieszkania, drugi zaglądał do niego przez okno.
- Coś się poruszyło w środku.- rzekł z tęgą miną.
- Wywarzamy?- rzucił spojrzenie na drzwi.
- Nie mamy wyboru.- rudowłosy funkcjonariusz jednym silnym kopnięciem wyłamał zamek. Nie był zbyt mocny- pomyślał.
Mężczyźni weszli do środka i zauważyli na jego końcu młodą dziewczynę. Podeszli do niej, była cała zakrwawiona i szlochała nad ciałem drugiej kobiety w jeszcze gorszym stanie.
- Czy ona...
- Nie.- uprzedziła ich.
- Ty ją zabiłaś?- spytali ponownie.
- Tak.
- Pewnie teraz strasznie żałujesz. To musiał być straszny wypadek...
- Niczego nie żałuję!- uniosła się Katherine- Zasłużyła sobie na taki los! Nienawidzę jej. Czekałam na taką okazję od lat, aż w końcu się nadarzyła. I wie pan co jedyne mnie w tym przygnębia?- podniosła na niego wzrok- To, że mogłam to zrobić tylko raz.
- Wiesz, że w takim razie musimy postawić Cię przed wyrokiem sprawiedliwości?
Dziewczyna nie odpowiadała.
- Eh, John dzwoń do centrali, a ja się nią zajmę.- rzekł sięgając po kajdanki.
- Tu 5-3-5, mamy na miejscu martwą kobietę po czterdziestce. Poderżnięte gardło i cztery rany kute na klatce piersiowej. Przy ofierze znaleźliśmy sprawcę, prawdopodobnie córka. Dziewczyna, lat około piętnastu- osiemnastu. Czekamy na pogotowie.
- Dlaczego?- spytał mężczyzna zakuwając jej nadgarstki- Jaki był twój motyw?
Na twarzy Katherine pojawił się uśmiech triumfu, nadal milczała.
BOHATEROWIE:
Tyler Smith- osiemnastolatek, który beztrosko żyje razem ze swoim ojcem, który ma własną świetnie radzącą sobie firmę. Żyje w przekonaniu, że jego matka umarła w wypadku samochodowym gdy ten był jeszcze na tyle mały by tego nie pamiętać. Nie interesuje go nic poza nim samym, imprezami, fajnymi dziewczynami i jeszcze raz nim samym.
Katherine Willson- ma szesnaście lat. Mieszka w niewielkim domu razem ze swoją matką. Nie chodzi do szkoły, nie ma przyjaciół. Codziennie musi patrzeć jak jej matka zadręcza siebie oraz i ją.

























LUDZIE Z INNYCH SFER. NIBY NIE PODOBNI A JEDNAK? CZY MOŻE COŚ ICH ŁĄCZYĆ?